Skocz do zawartości


Kulturystyka


977 odpowiedzi w tym temacie

#961 RL89

    Clan Leader

  • Zarząd
  • PipPipPipPipPipPip
  • 2 289 postów

Napisano 16 września 2015 - 23:48

Jeśli chodzi o sprzęt, to i tak głównie ćwiczę na wolnych ciężarach, więc mam to wszystko, czym ćwiczę na siłowni. Jedynie wyciągów na razie nie posiadam i trochę ich brakuje.

W kwestii rozpraszania, to też wcześniej tak miałem jak próbowałem ćwiczyć w domu bez sprzętu. Ale jak tylko nastawiłem się na domową siłownię, nie mam z tym problemu.
"He who fights and runs away, lives to fight another day; but he that is in battle slain, will never rise to fight again."
Dołączona grafika

#962 JanTwardowski

    Opiekun BF4

  • Oczekujący
  • PipPip
  • 412 postów
  • Płeć:Mężczyzna

Napisano 21 listopada 2015 - 20:27

Bieznia czy wioslarz? Co byscie wybrali do domu? Ciezary, laweczke , hantle .itp mam caly zestaw do silowych. Chcial bym cos bardziej dynamicznego , areobowego. Biegam zwykle wieczorem ale nie zawsze jest mozliowsc, bieznia byla by tu super rozwiazaniem. Z drugiej strony szeroka gama miesni aktywnych przy treningu na wioslarzu jest wielkim plusem.

I nie wiem co lepsze...

#963 RL89

    Clan Leader

  • Zarząd
  • PipPipPipPipPipPip
  • 2 289 postów

Napisano 21 listopada 2015 - 22:10

Moim zdaniem wioślarz. Świetnie się sprawdza do rozgrzewki przed treningiem.
Bieżnia zbędna. Zawsze możesz pobiegać na zewnątrz. A jeśli Ci się nie chce, to lepiej zrobić sobie intensywnego HIITa. Co jak co, ale lepszy 25 minutowy trening crossfit, niż wielogodzinny bieg na bieżni.


90s, miałeś rację. Wracam jednak na siłkę, bo domowa nie daje mi motywacji. Nie che mi się ćwiczyć. Jak zacznę, to nie kończę treningu. Przez dłuższy czas było ok, ale teraz to masakra jest.
"He who fights and runs away, lives to fight another day; but he that is in battle slain, will never rise to fight again."
Dołączona grafika

#964 90s

    Emeryt Clan Leader

  • Zarząd
  • PipPipPipPipPipPip
  • 2 366 postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Miejscowość:Burton On Trent

Napisano 21 listopada 2015 - 23:13

Ja proponuje worek jak największy, taki z minimum 50kg by można było kopać, dynamika nogi ręce wszystko pracuje.
Dołączona grafika

#965 JanTwardowski

    Opiekun BF4

  • Oczekujący
  • PipPip
  • 412 postów
  • Płeć:Mężczyzna

Napisano 22 listopada 2015 - 02:19

Bedzie wioslarz, poczytalem jeszcze i mnie przekonalo. Worek mam :) ale nie zawieszony.. W domu za duze drgania pod wiata moze zamontuje, moze sie nie rozleci, wiata. Worek super sprawa jak ktos ma miejsce i gdzie zawiesic. Widzialem ostatnio chyba RL dal taki stojak do podciagania i tam bykla chyba opcja na wieszanie worka ciekawe.

Nie zawsze mozna pobiegac na zew.

#966 MTV

    Placek

  • Niezdecydowani
  • PipPip
  • 219 postów
  • Płeć:Boję się przyznać



  • BF2 GUID - Jayson

Napisano 22 listopada 2015 - 20:58

Ja od biezni mialem problemy z kostką, a sporo nie biegałem na niej.

#967 MTV

    Placek

  • Niezdecydowani
  • PipPip
  • 219 postów
  • Płeć:Boję się przyznać



  • BF2 GUID - Jayson

Napisano 12 maja 2018 - 21:28

Chciałbym tu opisać moją historię która może uchroni Was, waszych bliskich, może Wasze dzieci prze wieloma problemami. Post będzie bardzo długi, ale dlatego, ponieważ bardzo dokładnie opisze co mnie spotkało.

Niestety pożegnałem się z treningami siłowymi w sierpniu 2017 roku, może na długo, może na zawsze - kto wie :(

W wieku 27 lat dorobiłem się pięknej przepukliny (z możliwym przerwaniem całkowitym łańcucha dysku między kręgowego, choć to pewne nie jest). Przyczyną jest mój upór, strach, a także polski wspaniały ch*j pracodawca (ch*j ci w dupe kutasiarzu - przepraszam za słowa ale w dalszej częsci zrozumiecie czemu nie jestem w stanie po roku powstrzymać emocji).

Historia mojego kręgosłupa tyczy się lat bardzo odległych bo 17-19 roku życia a jedną z przyczyn także niestety jest nasz Battlefield 2 :(

Po kolei. Jak miałem 16 lat zacząłem mieć problemy z nudnościami. Było mi bardzo niedobrze cały czas. Non stop nudności. Nie wiedziałem czemu, pomagała jedynie guma do żucia. Żułem ją cały czas i jakoś funkcjonowałem. Pamiętam, że jak miałem 17 lat i byłem z rodzicami w górach to w aucie byłem bliski puszczenia bełta :) Potem między 19 a 22 rokiem życia miewałem uczucie cięzkiej głowy, gorzej pracującego błędniak i ogólne spowolnienie, stany utrzymujące się przez 2-3 tygodnie, czasem miesiąc.


W wieku 19 lat zasnąłem oglądając el classico. Po 20 minutach drzemki wybudził mnie pisk w uchu a w zasadzie przejeżdżający pociąg, dźwięk był bardzo słyszalny, zagłuszał nawet głośny telewizor. W 1 chwili pomyślałem zatkane ucho czopem, bo już miałem takie problemy wcześniej. Wziąłem się za odtykanie ucha i voila - piekny czop wypadł. Szum niestety nie ustał, stwierdziłem, że może jeszcze coś siedzi, może lekkie zapalenie - ogólnie minie. I tak zaczął się mój życiowy koszmar. 1 nieprzespana noc z piszczącym uchem, nie zmrużyłem oka nawet na 15 minut. Następnego dnia pojechałem z rodzicami prywatnie do dobrego otolaryngologa. Otrzymałem na ucho antybiotyk, oraz lek dla osób z Alzheimerem - tak... Jednocześnie pani doktor powiedziała, że ucho czyste i że może doszło do zapalenia w ślimaku.

Przez 1 tydzień szum był bardzo silny, łącznie przespałem w ciągu 7 dni 3h, to nie żart. Na 168 godzin przespałem 3 godziny. Byłem blady i wyczerpany, traciłem nadzieje na cokolwiek i nie byłem w stanie nic sobie w głowie ułożyć, był w niej 1 wielki szum. Zasnąłem dopiero w niedziele przed bramą gdy sąsiad kosił trawę, kosiarka zagłuszyła szum a ja odpłynąłem pod bramą do mojego domu przy głównej ulicy. Po obudzeni odnotowałem ogromne wypoczęcie i spadek natężenie szumu. Potem nastąpiła noc podczas której przespałem łącznie 5h z przerwami. Następnie już z górki, tzn. nauczyłem się zasypiać z tym nieprzyjemny zjawiskiem. Szum zelżał ale niestety w dzień był cały czas słyszalny i wprowadzał mnie w stany depresyjne. Po miesiącu stwierdziłem, że to nie są żarty i zaczęły się nerwy, że guz, tętniak ale jednocześnie do lekarza bałem się iść. W między czasie szum po każdej nocy był inny, raz pisk, raz pociąg, czasem odkręcony gaz w kuchence a czasem świerszcze (swoją drogą były za***iste bo jako jedyne mnie nie denerwowały). Taka zmienność i siła szumu utrzymała się przez rok. Jakoś nauczyłem się z tym żyć, jednocześnie bardzo polepszył mi się słuch. Na badaniu miałem wszystkie wyniki powyżej normy, niektóre powyżej ludzkich zdolności percepcyjnych (badanie w specjalnej komorze), na tyle, że panie myślały, że symuluje szum jak i zakres odbieranych dźwięków. Pamiętam, że szum zaczał przemijać jakoś w tedy jak nastąpił wypadek tupolewa z Kaczyńskim na pokładzie. Potem remont w domu (wakacje) w 2010 roku, na jesień zapisałem sie na siłownie. Wiosna 2011 roku powrót do kolarstwa mtb.

W 2011/2012 szum zniknął. Całkiem przeszedł. Ucieszyłem się ogromnie. 2 lata ciszy, coś pięknego. Wakacje 2014, 1 praca zawodowa w pseudo polskiej firemce jako projektant instalacji elektrycznych. Dużo h przed komputerem (do tego BF2:)), zaczałem biegać w upały. Musze tutaj wspomnieć, że jesień 2013 roku, zima 2014, wczesna wiosna to brak aktywności sportowej ze względu na zaliczenia na uczelni, pisanie pracy inż. oraz imprezowy styl życia. W wakacje 2014, przełom lipca/sierpnia to nawrót szumu. Był silny ale nie bardzo. Pewnego dnia zasnąłem na plecach, rano około 5 wybudził mnie bardzo silny pisk w uchu (głowie z lewej strony) który cały czas sie nasilał. Dopóki nie podniosłem się z łóżka. Szum zniknął jak wstałem, położyłem się więc mocno zdenerwowany i zasnąłem. Niestety obudziłem się o godzinie 8 rano i zauważyłem, że pan szum powrócił. Na 2 tygodnie całkiem przykuł mnie do łóżka. Po prostu tylko leżałem zrezygnowany, ze stanem depresyjnym. Poszedłem do otolaryngologa, stwierdził, że to zapalenie ucha środkowego, tak ponad rok wcześnie jsię utrzymywało. Dostałem lek nootropil czy jakoś tak, silny lek na choroby demencyjne dla ludzi po 80'... Super, nie skorzystałem z niego. Potem wizyta u 2 otolaryngologa. Baba stwierdziła "tak już musi być, będzie pan tak miał do końca życia. To uszkodzenie komórek ucha wewnętrznego. Trzeba nauczyć się z tym żyć, to nic poważnego". za***iście jak mówi to osoba która nie wie o czym mówi. Wizyta prywatna u neurologa. Neurolog podejrzewał guza mózgu. Ale jednoczesny brak jakichkolwiek neurologicznych objawów sprawił, że powiedział, że mam obserwowac swoje ciało. Wizyta u 2 neurologa, nic nie poradził, zapisał na usg szyi i TK głowy. Nie skorzystałem.

W pracy nie mogłem się skupić, zero życia, zgasłem. Po 2 tygodniach agonii poszedłem z psem na spacer i jakoś ruszyło. Humor sie poprawił, zacząłem ćwiczyć. We wrześniu odszedłem z pseudo firemki do niemieckiej firmy, w której miałem ergonomiczne krzesło, lepsze biurko i 0 stresu. W październiku wróciłem na siłownie. Szum zelżał ja znów odzyskałem radość z życia.

W lutym, pod koniec przeprowadziłem się do Wrocławia na studia. W tedy pamiętam, że szum był słaby a czasem znikał. Podjąłem bardzo cięzkie treningi siłowe. W pół roku skok z 60kg mc na 160kg, przysiad z 5powt. 45kg na 25 powt. 95kg. Do tego przysiad 5 pow. x100kg, wycisk sztangi na ławce 25x80kg, push press 25x 55kg, dipsy 11powt. z talerzem 20kg. 14 podciągnieć z talerzem 10kg i masą ciała 70kg. Topowa forma wakacje 2015 roku, własnie mc 5powt x 160kg, 25powt. 100kg przy wadze ciała 69/70kg. Pamiętam, że śpiąc nawet 5h dziennie nie odczuwałem zmęczenia i byłem zawsze pełny energii - forma życia. Przełożyło się to na 6 miejsce w zawodach mtb w Krakowie!

Zdrowie, samopoczucie? Idealne, 0 szumu, 0 zawrotów głowy, 0 nudności, 0 stresu. Najpiękniejsze kilka miesięcy w moim życiu :)! A to wszystko przy pracy na pełny etat jako projektant i studiach dziennych na PWr. Znajdowałem czas na wszystko, 2-3h treningu dziennie, 8h pracy, studia (średnia zawsze powyżej 4 na kierunku elektrotechniki), zabawę imprezy. Czułem się jak Bóg życia.


W październiku 2015 roku poznałem moją obecną dziewczynę, zmieniłem mieszkanie no i niestety zaczął się taki za pier dol na studiach, że zrezygnowałem z tylu treningów a w grudniu 2015 roku całkiem odpuściłem siłownie. W pracy zapieprz, na studiach zapieprz + spotkania z dziewczyna. Moje idealnie ułożone życie zaczeło się sypać. Na wiosnę 2016 roku do tego doszło pisanie pracy magisterskiej, w okresie kwiecień 2016 - czerwiec 2016 spędzałem przed komputerem prawie codziennie min. 17h a czasem nawet 21 (2h snu i do kompa). Organizm zbuntował się po raz pierwszy około 1 nocy w czerwcu. Na kilkanaście minut (pół godziny może) całkowicie straciłem centralne pole widzenia. Po 2 tygodniach incydent powtórzył sie, od razu szybka wizyta u lekarza. Dno oka czyste. Wszystkie objawy neurologiczne w porządku. Zanik pola wiedzenia pojawił się jeszcze 3 razy, w tym raz po wycieczce w górach, gdy wracałem samochodem. Nagle przestałem widzieć rejestracje auta przede mną i jego spora częśc :( Potem doszła na miesiąc ciężka głowa i problemy z równowaga jak chodziłem (bardzo małe).

W sierpniu 2016 roku miałem 1 raz w życiu urlop, 9 dniowy spływ kajakowy. Odpocząłem, uspokoiłem się, od tamtego czasu 0 problemów z oczami. Obroniłem się z wyróżnieniem. Wszystko było ok aż do marszu niepodległości. Przed marszem uciąłem sobie drzemkę na brzuchu z wykręconą głową w lewą stronę. Wybudził mnie... Silny pisk w głowe :( Znów załamka ale jednak wiedziałem, że mi przejdzie po jakimś czasie bo przechodził. I w tedy zaczął się prawdziwy koszmar. Szum w dzień to nic. Po pewnym czasie wieczorami w momencie zasypiania gdy już traciłem świadomość, zaczął wybudzać mnie pisk. Który od razu znikał. Na szczęście to minęło aż do 28 listopada. Spotkanie firmowe, wypiłem 6 piw, wróciłem do domu, przysnąłem na chwile. Wybudził mnie niesamowicie mocny pisk, który utrzymywał się przez 5 minut. Ilośc stresu jaką w tedy doznałem była nieopisana. 1 myśl po koło 4 minutach tego pisku, że chyba wyskocze z okna :(((( Bo jak żyć z tym gównem. Co ciekawe poduszka na której spałem była zlana potem. Można było ją wyciskac po 5-10 minutowej drzemce. Na szczęscie po 5 minutach pisk wrócił do standardowego poziomu, ale ja bałem się zasnąc. I tak zaczęły się codzienne wybudzenia przed snem. Zasypiam, tracę świadomość i wybudza mnie szybko znikający pisk. Na delegacji w grudniu przespałem w hotelu 2h bo cąły czas mnie wybudzał pisk. Pomyślałem, że problem lezy w psychice... Serio chciałem iść do psychiatry. Dzień powrotu z delegacji, szum był bardzo głośny ale już byłem przyzwyczajony do niego. Pamiętam, że wysiadłem z auta niedaleko mojej dziewczyny, idąc ulicą auta były zagłuszane przez szum uszny :( Przyszedłem do mojej dziewczyny i poprosiłem o zgaszenie muzyk iktóra leciała z komputera. Ogólnie cały mój szum uszny był lepszy do zniesienia w ciszy niż jak były inne hałasy. Po prostu dwięki otoczenia, po za graniem wieczornym świerszczy czy dźwiękiem lodówki uwydatniały ten szum. Dziewczyna wyciszyła muzykę, ja się położyłem na łóżku i poprosiłem o masaż pleców. Pomasowała mi kark, plecy między łopatkami. Skończyła masować i coś było nie tak. Po chwili się zorientowałem, że w mojej głowie nastąpiła całkowita cisza. Po wielu latach zmagań z szumem prosty, amatorki masaż zdziałała cuda. Przespałem całkiem noc, przez 4 dni żyłem bez szumu, potem on wrócił ale ja byłem niemal pewien, że przyczyna leży w kręgosłupie i mięśniach. W styczniu powrót z Wrocławia do Krakowa, miał być na stałe, anie pod koniec grudnia 2016 roku nie zgodziłem się na awans. W tedy myślałem, że bez konsekwencji. Finalnie w styczniu 2017 roku nie przedłużono ze mna umowy o pracę. Straciłem z dnia na dzień prace po prawie 3 latach. Moją 1 poważną prace, w której zbudowałem dział projektowy. Czułem sięz tym źle, do tego dużo stresu. Luty przewegtowałem oglądając seriale. Pod koniec lutego zaczałem szukać nowej pracy we Wrocławiu (dla dziewczyny). Dość szybko dostałem ciekawą prace z dobrymi zarobkami (odrzuciłem przy tym lepsze oferty pod kątem rozwoju ale lepiej płatne). 1 marca rozpocząłem 4 dniowe szkolenie w Zielonej Górze. Tam też miałem podpisać umowę o pracę. Dostałem umowę, kilka innych papierów i podłożono mi bez informacji lojalkę do podpisania. Lojalka tak, że po zakończeniu umowy z pracodawcą, przez 2 lata nie mógłbym pracowac w zawodzie elektrotechnika w żadnej branży, ani uwaga... Podczas trwania pracy w firmie nikt z mojej rodziny nie mógłby pracować w tej samej branży. Po 4 dniach straciłem nową prace bo nie podpisałem lojalki. Nie miałem już oszczędności bo jakie oszczędności można mieć po studiach? 4 tysiące dość szybko się rozeszły. Zaczał się ogromny stres, do tego szum, nieprzespane noce, latanie na rozmowy i łapanie się czegokolwiek. Listopad 2016- 15 marca 2017, kilka miesięcy które znów doprowadziły moje zdrowie do tragicznego stanu, to dośc ważny fakt.

15 marca znalazłem nową pracę, niestety 2 tygodnie na czarno (do 1 kwietnia). W pseudo firemce u skur wys yna polaczka. Gdybym go teraz spotkał to nieważne konsekwencje, obiłbym ryj mu bez litości. Typ człowieka który swojego wspólnika wpędził do szpitala... Za nic miał zdrowie innych ludzi. Marzec 2017, to były nerwy, praca na czarno, wyczerpanie psychiczne i fizyczne + treningi na siłowni. Treningi były takie, że nie mogłem pogodzić się ze spadkiem siły i sprawności, brałem ciężary ponad możliwości mojego ciała, przy przysiadzie przy 70-80kg nie byłem w stanie utrzymać pełnej stabilizacji ale je robiłem bo byłem rozgoryczony. W pracy było źle, przede wszystkim zarobki, spadły z 3500 netto na 2200 - granica ubóstwa we Wrocławiu, dodatkowo miałem raty 300zł miesięcznie za studia podyplomowe. Ale co miałem poradzić. Zacisnąłem zęby i robiłem swoje. Pod koniec marca dopadła mnie choroba, niby zwykły kaszel ale silny. Utrzymywał się non stop przez 2 tygodnie, a ja nie mogłem nawet iśc do lekarza, najpierw nie miałem umowy a potem po podpisaniu nie umiałem iśc na L4 no bo jakby to wyglądało? Poprosiłem tego sku rwysy na pseudo szefa o 3 dniowy bezpłatny urlop (po 2 tygodniach choroby), nie wyraził zgody bo od kaszlu sie nie umiera. Skoro mogłem chodzić do pracy to także chodziłem na siłownie. Taka logika, skoro pracuje to ćwiczyć tez mogę, co z tego, że robiąc przysiad kaszel mną miotał pod sztangą. Po 3 tygodniu kaszlu wracałem busem na weekend do domu do Krakowa (mama zrobi rosół to sie podlecze i będzie git... Niestety nie było :D). Spędziłem 4h w busie, w pozycji troche skulonej tak, że nie miałem oparcia pod lędźwiami, oczywiście caly czas silny kaszel. Dojechałem do domu, po nocy obudziłem się z silnym bólem pleców. Pamiętam, że była to już ponad połowa kwietnia, miałem umyć psa w wannie (bydle 55kg). Niestety nie byłem w stanie się pochylić, silny centralny ból odcinka lędźwiowego. Do tego kaszel, totalne zmęczenie. Myłem psa jak stara baba, podpierałem się rekami umywalki etc... Potem znów powrót do Wrocławia w busie w złej pozycji. Ból po 4 dniach minął ale kaszle był. W pracy siedziałem przy biurku 8-9h na siedzeniu za 50zł, konferencyjnym stołeczku. W pozycji pół leżącej, bo nie miałem siły siedzieć, 4 tydzień silnego kaszlu, ja się już zsuwałem z tego krzesła. Cąły czas kaszel, cały czas lędźwie bez oparcia, wypychane w storn ziemi od spinania brzucha przy kaszlu. Ch uj pseud pracodawca znów odrzucił moją prośbę o urlop bezpłatny. W środę poszedłem do lekarza ponieważ zacząłem odpluwać ciemno brązowy śluz, więc wskazywało to na zakażenie bakteryjne, do tego zaczęły się problemy z oddychaniem w nocy. Lekarka zapisała mi syrop i nic więcej, jakby się nie polepszyło to miałem się zgłosić oo antybiotyk. W piątek rano zadzwoniłem do pracy (około 8 że idę do lekarza i się spóźnię), poszedłem bo kaszel był coraz silniejszy i problemy z oddychaniem. Dostałem bardzo silny antybiotyk i 9 dni l5, silne zakażenie bakteryjne oskrzeli. W d*pie miałem obecną pracę bo i tak juz miałem załatwioną następną. L4 zostało wystawione drogą elektroniczną ale dostałem jeszcze kwitek. Piątek godzina 10, wchodzę do biura ide do kadrowej daje L4 i słysze, że może bym je wyrzucił bo to tylko kaszel, praca w biurze lekka. Głupia ku r wa mówi mi po 4 tygodniach, że to tylko kaszel a ja ledwo stoje przed nią, gorączka 39 stopni i mam wyrzucić l4... Powiedziałem w tedy, że chyba ich popieprzyło i poszedłem na L4. Wróciłem do Krk. 5 tydzień kaszlu to horror 0, myślałem,ze pojadę na sor (pojechałem na dyzur niedzielny po inhalator sterydowy), 3 noce z rzędu nie mogłem oddychać, leżałem prawie do góry nogami bo tylko ta pozycja gwarantowała mi złapanie kilki ml powietrza. Pod koniec 5 tygodnia kaszlu zacząłem odpluwać flegmę i normalnie spać. Z nosa, i z oskrzeli wyplułem ogrom flegmy (prawie całe dno miednicy o średnicy 40cm to była moja flegma). Odzyskałem powoli węch i siły. Plecy coś tam kłuły.

6 tydzień choroby to już odkaszliwanie. Niestety choroba pozostwiła piętno,nie mogłem złapać pełnego oddechu, coś mnie blokowało, tylko za którymś razem czasem się udało odetchnąc pełną piersią.

Cały czas miałem lekki szum uszny ale goólnie było git. W maju powrot na siłownie, lekkie ćwiczenia. W czerwcu 1 próba przysiadu, 50kg na sztangę. 1 seria ok, 2 seria ok, 3 seria coś lekko zakuło w plecach, powiedziałem sobie to nic. Dołożyłem 10kg. 4 seria, 3 powtórzenia, schodzę ze sztanga w dół, kiedy zszedłem mniej więcej do kąta 90st. w kolanach moje plecy, cz. lędźwiowa przeszył niesamowity ból, jednocześnie całkowicie mi zablokował odcinek lędźwiowy. Jakby mi ktoś włożył gwóźdź. Nie wiem jakim cudem odłożyłem sztangę na stojak, jakoś przerzuciłem ciężar na lewą stronę (ból był prawo strony) i lewą nogą wypchałem się do góry. Odłożyłem sztange i ból dosłownie przeszył moje ciało, silny, paraliżujący. Upadłem na ziemię, bezwładnie. Zwijałem sięz bólu, ale udawałem że tylko odpoczywam. Czas się zatrzymał, jakoś obróciłem się na plecy, ból zelżał. Leżałem może minute, może 10 - nie wiem teraz. Cudem wstałem, z ogromnym bólem w kręgosłupie i nogach poczłapałem do szatni. Zabrałem rzeczy bez przebierania i poszedłem do domu. Z siłowni do mieszkania miałem dokładnie 265 metrów (sprawdziłem w google maps :D). Drogę która pokonywałem normalnie w 5 minut szedłem w tedy około 30 minut małymi kroczkami czując silny ból. Wejście na 3 piętro trwało dobre 5 minut, wszedłem do pokoju, telefon odłożyłem na biurko i położyłem się zlany zimnym potem, w ubraniu z siłowni. Leżałem na plecach około 20 minut, bolało ale mniej. Chciałem zadzwonić po karetkę ale nie byłem w stanie wstać z łóżka. Potem pomyślałem, że zadzwonię po kolegę by mnie zawiózł do szpitala ale po 40 minutach leżenia dalej nie byłem w stanie wykonać żadnego ruchu. Popłakałem się bo wiedziałem, że sytuacja jest bardzo zła. Byłem uceglony jak stara nokia z opuchniętą baterią. Poleżałem łącznie godzinę, ból osłabł na tyle, że byłem w stanie unormować oddech ale nie byłem w stanie usiąść. Płakełem bo nie wiedziałem co ze mną będzie, myślałem juz na prawde o wszystkim, nawet o wózku...

Po godzinie leżenia znalazłem pod moim łóżkiem obrazek święty z Jezusem który dostałem na Boże narodzenie właśnie w 2016. Nigdy wierzący bardzo nie byłem ale w tedy autentycznie to była moja ostatnia deska ratunku (nawet dziś jak to wspominam mam łzy w oczach). Wziąłem ten zwykły obrazek jakich tysiące na rynku i zacząłem się modlić. Nie wiem ile to trwało, może z pół godziny bo modlitw za wiele to nie znam. Po modlitwie znów się popłakałem ale w tedy nastąpił jakiś cud - poczułem siłe, że mogę usiąść i zignorować ból. Usiadlem na łóżku, ból choć silny nie trafiał do mnie. Bolało ale ja byłem w stanie usiąsć na ziemi i jedyne co mi podpowiadał jakiś wewnętrzny głos to to, że muszę się rozciągnąc. Starałem się wykonać poniższe ćwiczenie:

Dołączona grafika
W 1 etapie ból i jakaś blokada pleców pozwoliła mi... Osobie zawsze sprawnej wykonać skłon taki, że czubkami palców dotknąłem ledwo co kolana. łącznie w tej pozycji spędziłem 25 minut, co jakiś czas przesuwając ręce w stronę stóp. W końcu dostałem palcami ręki do palców od stopy, wytrzymałem około 3 minut w tej pozycji. Ból w plecahc bardzo osłabł, byłem w stanie wstać i normalnie chodzić. Zrobiłem gorąca kąpiel. Wieczór spędziłem na medytacji i rozluźnianiu. Idac spać bałem się rana, wiedziałem, że kontuzje pleców dopiero rano mogą dać na prawdę o sobie znać.

Sobota albo niedziela (juz nie pamiętam), obudziłem się i funkcjonowałem normalnie. Ból w lędźwiach był przy pochylaniu do przodu, przy kaszlu i kichaniu ale nie był bardzo mocny. Potem nie pamiętam co było w kolejnych dniach. Wiem, że ból zniknął całkiem, rzuciłem prace, potem kłótnia z tym chu jem pseudo szefem o wypłatę 200zł za nadgodziny, pogroziłem sadem i pipem, kasę dostałem i zacząłem nową pracę. Ból pleców pojawiał się szczególnie jak prostowałem prawą nogę gdy siedziałem i potrafił być silny. Ale wróciłem do treningów (bez ciężarów). Nowa praca okazała się gorsza od poprzedniej. Szefowie byli mili, można było pożartować ale w pewnym momencie 1 się obraził a 2 mnie zajechał robota. Po 11-12h w pracy przy projektach, pełna odpowiedzialność, zaczęły się problemy ze snem, z nerwami. W poniedziałek marzyłem o piątku a w niedziele miałem łzy w oczach, że zaczyna się horror ( i tak przez 6 miesięcy, pierwsze 3 miesiące były ok). Ból pleców oczywiście był, ale zmalał. Zacząłem robić front squat 40kg, mc 60kg i jakoś szło. Niestety w sierpniu przy wiosłowaniu sztangą, leciutko zakuło mnie w plecach. Od tamtego momentu codziennie rano budziłem się ze sztywnymi plecami i bardzo bolesnymi, czytałem, że dyskopatia, że jakieś zapalenie stawów, że rzs. Nie było mnie stac na badania prywatne więc poszedłem na nfz do lekarza 1 kontaktu a on powiedział, że po prostu muszę zacząć ćwiczyć to minie - aha. No kur** nie wiedziałem xD za***iście #1...

W październiku zrobiłem (12 albo 13, na pewno w piątek) rtg. Rtg wykazało... Nic. Bo i na nim nic nie widać. Tzn ja się dopatrzyłem zaniku lordozy lędźwiowej i chyba wylanego dysku L5-S1, ale na rtg niestety nic nie widać niby. Ale lekarz na nfz powiedział, że jest ok, że ładne przerwy między kręgami i żebym nie smucił. No zajebiściej #2.

W sobote rozciągałem plecy w siadzie prostym, przez 5 minut. Po 5 minutach rozciągania położyłem się na plecach, zwyczajnie z pozycji rozciągania. Nastąpiła w tedy kanonada, około 10 strzałów w okolic lędźwi oraz kości ogonowej (z lewej strony). Od tamtego momentu poranne bóle mineły i został tylko ten przy prostowaniu nogi jak siedziałem. Przy czytest hoovera i 2 test manualny na dysko miałem negatywny.

W między czasie, we wrześniu dostałem kontuzji stopy, tzn cały czas bolała mnie okolica pięty przy chodzeniu, a skakance i bieganiu nie było mowy. Ból utrzymywał sięcały czas, od września do grudnia (i dłużej o czym zaraz). W grudniu powrócił ból pleców rano i doszedł ból barku po ćwiczeniu na siłowni.

W styczniu zmieniłem pracę bo tamta wykańczał mnie psychicznie (w między czasie odeszły z niej 2 osoby i jeszcze 2 miały odejśc z podpbnych powdów, niska placa, stres, złe traktowanie), na świetnie płatną i znów chyb Boska interwncja - dostałem biurko elektryczne przy którym mogę stać. Do tego 0 stresu, świetna atmosfera.

Po świętach i 14 dniowej przerwie między 1 a 2 pracą dalej bolała mnie pięta, plecy rano (choć na początku ból i sztywnoścmijał po 10 minutach, w styczniu już trwał nawet 2h) i bark. W styczniu, jakoś 25 poszedłem prywatnie do ortopedy. I tutaj zaczyna się najważniejsza historia.

Mój stan gdy szedłem do ortopedy:

-zszargane nerwy (problemy ze snem, nocne poty, nerwowość, aptaia, senność, brak siły na cokolwiek),
-ból stopy,
-silny ból barku,
-szum uszny,
-ból lędźwi,
-problemy z oddechem (dalej nie mogłem wziąc pełnego wdechu po chorobie, a minęło... prawie 9 msc.)

Na wizycie powiedziałem przede wszystki mo barku i stopie, potem dodałem plecy. Nastąpiło dokładne badanie stopy oraz barku w tym USG obu rzeczy. Stwierdzone:


-nadciągnięcie rozcięgna podeszwowego, paskudna kontuzja, w tym stan przed wystąpieniem osteolitów.
-silne zapalenie kaletki barkowej (choć jak doktor powiedział organizm super ja zwalczył i został płyn oraz opuchniecie, stąd mała średnia ruchomość barku i ból).

Potem co do pleców doktor powiedział, że już brak czasu ale nie wygląda mu to na problem z dyskopatia i zalecił wizyte u znajomego fizjo.

Potem mnie zapytał czy coś jeszcze mi dolega, powiedziałem o problemach z szumem usznym. Kazał mi stanąć bokiem i po chwili potwierdził to co kiedyś wyczytałem. "Pan ma ogromną wadę postawy w odcinku szyjnym, tzn. bardzo wysuniętą szyje do przodu, to powoduje napięcia mięśniowe oraz problemy z obiegiem krwi w mózgu, stąd zapewnię szumy). W 100% zdiagnozowany miałem więc head posturę syndrom. Na forach angielskich mnóstwo wpisów, że to paskudztwo powoduje szum uszny. Oczywiście wcześniejsi lekarze ni ch chu nie mogli na to wpaść. jeb** geniusze po medycynie.

Zacząłem ćwiczyć na stopę i bark a 2 tygodnie później poszedłem do fizjoterapeuty (który jednocześnie jest osteopatą). Wizyta to był jakiś kosmos. Badanie wzrokowe i jakieś machanie stopami. Zadał pytanie co mi dolega, powiedziałem tylko 1 rzecz, że ból pleców po 5 tygodniowym kaszlu prawie rok temu.
Coś podotykał i co stwierdził:

*silna blokada wszystkich stawów w szyi w tym 2 zrotowane kręgi.
*blokada odcinka piersiowego,
*napięta wątroba oraz przepona,
*zła praca jelit (prawda...)
*napięte, niesprawne prawe płuco :O (stąd problemy z wdechem o czym mu powiedziałem po badaniu)
*przekrzywiona miednica, co skracało lewą nogę delikatnie (stąd kontuzja lewej stopy)
*asymetryczne napięcie mięśni pleców i miednicy
*bardzo napięte kaptury co powodwało pronacje barków (stąd kontuzja barku)
*rotacja 2 kręgów w lędźwiach i blokada facet joints,
*nierozciągnięta tylna powieź,
*słabe prostowniki
*pełno punktów spustowych

Zaczął to naprawiać, na kark metoda kręgarza, odblokowywanie (niefartowna nazwa swojądrgoą) stawów i nastawienie zrotowanych kręgów. 4 silne chrupnięcia, szok. Potem 1 strzał w odcinku piersiowym, nastęnie ustawił mnie w pozycji bocznej emrbionalnej, miałem sięrozluźnić, podnsół moje nogi, miednice, plecy przkerzywił i kanonada wystrzałów. Jakis horror. Potem jakieś uciski szyi, i pleców, rozlóxnianie głowy.

Naciski na wątrobę, przeponę, jelita, pachwiwny (ból jak cholera). Miałem leżeć i unormować oddech. Facet mówi, że teraz wyrównuje się praca ośrodkowego układu nerwowego, układ autoimmunologczny też wystartował. Zaczeło mi burczeć po jelitach, zacząłem mimowolnie pierdzieć. Po 1 ucisku moje barki normalnie osuneły się do tyłu o kilka cm, zaczałem sięcząśc nie wiem w sumie czemu. Gośc mówi, że mam leżeć i mnie pyta czy coś będę dzis robił (był piątek), mówie mu, że do Krk jade. A on, że nie powinienem bo mogę za godzine albo 2 oklapanąc albo dostać autaku euforii bo ludzie różnie reagują ja organizm wraca do sprawności. Ogólnie powiedział, że szyja nie mogłaby bez pomocy fizjoterapeuty wrócić do normanego działania. Po chwili dodaje, ze zaraz mogę mięc ataki smutku. Tutaj najlepsze, byłem w dobrym humorze, a nagle zaczałem płakać, jak dziecko, coś dziwnego z emocjami zaczeło się dziać, jalby wszystko ze mnie zaczęło schodzić. Potem wstałem, przeszedłem kilka kroków, jakoś dziwnie, on mówi, ze mam jeszcze blokade kręgosłupa ale to już zniszczony wzorzec ruchowy i muszę ćwiczyć. To samo szyja, jest garb, jest wysunięta ale będę ćwiczył to wróci wszystko do normy.

Po 1 wizycie ogromna zmiana i szum minał. Zaliczyłem jeszcze 3 wizyty. Powiedział, że na pewno mam dyskopatie ale mogę ćwiczyć tylko z głową. Że MRI nie jest potrzbene itp. Ja jednak mri wykonałem i wynik mnie załamał. Wyszła spora przepuklina L5-S1, wypuklina wielopoziomowa L2-L3, L3-L4, L4-L5, zanik lordozy lędźwiowej. Konsultacja jeszcze z 2 fizjo, oraz 3 wizyty u chiropraktyka (dośc znanego). Postrzelał mi i tamten kręgosłupem, stawami skokowymi i innymi rzeczami.

Ogólnie organizm w rozsypce z nerwów, oraz wad postawy.

Co mnie uratowało przed rwa kulszową i duża dyskopatią? Silny core dzięki ćwiczeniom przez lata. Obecnie raz lepiej a raz gorzej, Przebimbałem święta wielkanocne w łóżku przed tv i krzywo spiąc - powrót bólu rano i w nocy, ale minał po ćwiczeniach. Majówka podobnie.


Zacząłem dużo ćwiczyć na kręgosłup, są efekty, szum uszny pojawia się czasem, jak krzywo mam głowę podczas snu, ale tak? Od 3 miesięcy nowy człowiek. Od tygodnia nie strzela w lędźwiach, poprawia mi się technika przysiadu. Wczoraj coś znów się odblokowało, postrzelało trochę w plecach, znów przysiad się pogłębił. Mobillność w odc. lędźwiowym po 3 miesiącach ćwiczeń - wzorowa, teraz core stability, dynamiczny i statyczny.

Zaczynam chodzić wyprostowany, najlepsze, że 1 raz od 10-12 lat mogę oprzeć głowę na zagłówku w aucie :D Wcześniej nie byłem w stanie.


Niestety wchłonięcie przepukliny kręgosłupa to okres od 6 miesięcy do nawet 3 lat i to przy ćwiczeniach i wielu ograniczeniach. 0 dźwigania, tylko siedzie prosto a najlepiej stanie (w nowej pracy mam idealnie warunki, biurko z regulacja wysokości), duuużo ćwiczeń.

Do tego poznałem 100% sposób leczenia urazów kręgosłupa, pewien specyficzny sposób pływania o którym wie... Może 2-3 lekarzy w Polsce.


Bardzo się rozpisałem, ale jęzeli ktoś to przeczyta to może wyciągnie wiele wniosków. U mnie lata zaniedbań mogły doprowadzić do tragedii. Jakimś cudem chodzę i żyję normalnie. Skur wysyn pseudo pracodawca przyśpieszył o kilka lat to co mnie czekało - przepuklinę.


Co ciekawe z szumem usznym chciałem iśc do fizjo już wiele lat temu ale bałem się, że mi nie pomoże :) I że ostatnia deska ratunku zawiedzie.


Fizjo i chiro chwalą mnie za duże postępy, ból jak siedze i prostuje nogę też już mija. Szum uszny sporadycznie, nerwy o wiele lepiej. Przestałem się pocić tak jak kiedyś i stresować. Ale przede mną jeszcze wiele miesięcy walki o powrót do 100% sprawności ale wierzę w to, że jestem na dobrej drodze i chyba mam sprzymierzeńca tam na górze bo...

1 lekarz jak usłyszał o tym co się stało na siłowni, ni mógł uwierzyć w 3 rzeczy:

-że nie wylądowałem w szpitalu
-że następnego dnia mogłem normalnie funkcjonować
-że byłem na tyle głupi, że się w takim stanie rozciągałem i paradoksalnie tym uratowałem swoje plecy.

A podglądowo stan mojego kręgosłupa na luty 2018 (3 fizjo powiedziało, że nie wygląda to źle).

A czy coś bym zmienił? Tak, w wieku 20 lat poszedł do fizjo, zbadał kręgosłup i w tedy zaczął prace nad postawą i dopiero potem siłownia. Fizjo powiedzieli zgodnie każdy, to szyja u mnie doprowadziła do zaników pola widzenia, nudności, szumów usznych, stanu odcinka lędźwiowego (brak prawidłowej krzywizny szyjnej kompensował odc. piersiowy i lędziowy). Kompensacja ta zaburzyła funkcje amortyzujące.

Załączone pliki



#968 90s

    Emeryt Clan Leader

  • Zarząd
  • PipPipPipPipPipPip
  • 2 366 postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Miejscowość:Burton On Trent

Napisano 15 maja 2018 - 16:03

Przeczytałem całość, fatalnie się załatwiłeś nie ma co. Czytałem kiedyś o tym pisku w uszach, ma to nawet jakąś fachową nazwę i ponoć ma się to do końca życia. Ale u Ciebie bardzo dobra diagnoza i znaleziona przyczyna. Co do kręgosłupa to tutaj nie ma żartów też mam swoje z nim przeboje, kumpel od siłownik rozwalił dysk i wiązania, teraz kuleje i ciągle ma jedną nogę zdrętwiałą i ciągłe bóle. Historia podobna do twojej tyle że jemu strzeliło przy martwym ciągu.

Co mogę ci napisać więcej, szybkiego i pełnego powrotu do zdrowia i siły Kolego. najważniejsze że wiesz na czym stoisz i robisz coś z tym. Co do pracodawców to gnoje są wszędzie. Ja teraz np od 9 miesięcy walczę sam przeciwko firmie i agencji w UK o dyskryminacje w miejscu pracy. Po 5 latach traktowania jak gówno i blokowania mnie abym mógł przystąpić do rozmów o pracę napisałem skargę i się zaczęły jazdy z nimi. Jak znajdę chwile to opiszę abyście też mogli zobaczyć jak ludzi traktuje się za granicą.
Trzymaj się M@T i dawaj znać jak ci idzie.

Ps. Najlepiej załóż osobny temat wtedy więcej ludzi zobaczy Twój post. Wpisz też jakieś hasła które w razie czego pozwolą na łatwe wyszukanie tematu przez google.
Dołączona grafika

#969 MTV

    Placek

  • Niezdecydowani
  • PipPip
  • 219 postów
  • Płeć:Boję się przyznać



  • BF2 GUID - Jayson

Napisano 21 kwietnia 2019 - 00:37

Miałem w bólu 2 miesiące przerwy. To było po 3 wizytach u fizjo. Tzn. ból czasem występował w niektórych pozycjach. Fizjoterapeuci oraz chiropraktyk zapewnili jednak, że ból ten nie jest spowodowany bezpośrednio przepukliną. Nie przeszkadzał on w codziennym funkcjonowaniu. Potem przyszły 3 tygodnie huśtawki z bólem i objawami jednak komfort życia nie ucierpiał.

W zeszły weekend zrobiłem 140 basenów. Od tego czasu bólu nie ma już w cale. Wczoraj miałem 1 poważna próbę, podróż autem 3,5 godziny jako kierowca - bólu brak.

Wychodzi na to, że jednak moje dolegliwości bólowe (przez prawie rok) to problem w dużej mierze stawowy, który przepuklina jedynie nasila (ewentualnie).

21 kwietnia 2019, dalej brak bólu.

Od stycznia wykonuje martwe ciągi (z małym cięzarem - 60kg), front squaty - 50kg, no i to co w FBW ogólnie. Ale te dwa najbardziej niebezpieczne Póki co jest ok.

Czyli jakiś postep jest :)

#970 90s

    Emeryt Clan Leader

  • Zarząd
  • PipPipPipPipPipPip
  • 2 366 postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Miejscowość:Burton On Trent

Napisano 21 kwietnia 2019 - 10:55

To bardzo mnie cieszy że u Ciebie dużo lepiej ze zdrowiem i oby jak najwięcej takich informacji Kolego.

Mój dobry kumpel o którym wspominałem od lat walczy z problemami z kręgosłupem. nadal kuleje i nie ma żadnej poprawy z tego co mi ostatnio mówił. Wszystko to odbija się na psychice. Nie tyle co ból co właśnie ten stan że musiał zrezygnować z wielu rzeczy i że tyle lat to się ciągnie.

Coś tam pisałeś o jakimś spotkaniu w Kraku. Rozmawiałem ostatnio z Smiterem i też proponował aby się spotkać więc jak będę się wybierał to można zrobić takie mini spotkanie. Seba też chętnie wdziany jeżeli zgoli baki;))))
Dołączona grafika

#971 Seba

    Pięćdziesiąt twarzy Seby

  • Zarząd
  • PipPipPipPipPip
  • 1 863 postów
  • Płeć:Mężczyzna


  • BF2 GUID - >seba88< - impact - PL4FC-impact_PL
    BF3 GUID - PL4FC-impact_PL

Napisano 21 kwietnia 2019 - 22:58

Baki juz dawno zgolone, nie musisz przypominac :(
I nie spotykam sie z czlowiekami sukcesu :P

#972 90s

    Emeryt Clan Leader

  • Zarząd
  • PipPipPipPipPipPip
  • 2 366 postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Miejscowość:Burton On Trent

Napisano 22 kwietnia 2019 - 09:40

Haha mi się podobały. Fajna stylówka była.

Człowieki sukcesu nie siedzą w sieci tylko leżą na plażach:)
Dołączona grafika

#973 MTV

    Placek

  • Niezdecydowani
  • PipPip
  • 219 postów
  • Płeć:Boję się przyznać



  • BF2 GUID - Jayson

Napisano 22 kwietnia 2019 - 23:23

Wyświetl postUżytkownik 90s dnia 21 kwietnia 2019 - 10:55 napisał

To bardzo mnie cieszy że u Ciebie dużo lepiej ze zdrowiem i oby jak najwięcej takich informacji Kolego.

Mój dobry kumpel o którym wspominałem od lat walczy z problemami z kręgosłupem. nadal kuleje i nie ma żadnej poprawy z tego co mi ostatnio mówił. Wszystko to odbija się na psychice. Nie tyle co ból co właśnie ten stan że musiał zrezygnować z wielu rzeczy i że tyle lat to się ciągnie.

Coś tam pisałeś o jakimś spotkaniu w Kraku. Rozmawiałem ostatnio z Smiterem i też proponował aby się spotkać więc jak będę się wybierał to można zrobić takie mini spotkanie. Seba też chętnie wdziany jeżeli zgoli baki;))))

A co ma z plecami?

#974 90s

    Emeryt Clan Leader

  • Zarząd
  • PipPipPipPipPipPip
  • 2 366 postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Miejscowość:Burton On Trent

Napisano 23 kwietnia 2019 - 11:16

Dyskopatia i coś jeszcze z kręgiem w odcinku lędźwiowym. Raczej staram się mu głowy nie zawracać tym tematem. Ale chyba gdzieś w wcześniejszych postach więcej na ten temat napisałem.
Ogólnie z kręgosłupem nie ma żartów.
Dołączona grafika

#975 MTV

    Placek

  • Niezdecydowani
  • PipPip
  • 219 postów
  • Płeć:Boję się przyznać



  • BF2 GUID - Jayson

Napisano 21 października 2019 - 19:21

Dziś mija półtora roku od ostatniego bólu pleców.

I 8 miesięcy o kiedy wróciłem do przysiadów i martwych ciągów.

Niestety to już nigdy nie będzie to co dawniej. Nawet gdyby teoretycznie z kręgosłupem było ok, przepuklina uległa absorpcji, dysk sporej regeneracji blokada psychiczna jest ogromna.

Niestety siłownia już nie cieszy jak dawniej. Kiedyś każdy dzień to była walka o lepszy wynik, teraz - o zdrowie. Czasem ciężko się zmotywować gdy zaczynasz 4 miesiąc z rzędu z MC 70kg...

:( Z drugiej strony brak bólu powinien być najwiekszą motywacją, no ale czegoś brakuje :(

#976 90s

    Emeryt Clan Leader

  • Zarząd
  • PipPipPipPipPipPip
  • 2 366 postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Miejscowość:Burton On Trent

Napisano 25 października 2019 - 15:35

Ciesz się że bóle ustąpiły, kumpel miał operacje i zero poprawy. Teraz czeka na kolejną tym razem odcinek szyjny.
MC i przysiady jakby nie patrzeć fundamentalne ćwiczenia. Jednak bardzo trudne technicznie, więc też się nie szarpie z ciężarami.
Takie powroty są dość ciężkie ale wykorzystaj ten czas na poprawę techniki i najlepiej zacząć od FBW. Zwłaszcza jak masz problemy z corem.

Tak czy owak dużo zdrowia Kolego.
Dołączona grafika

#977 MTV

    Placek

  • Niezdecydowani
  • PipPip
  • 219 postów
  • Płeć:Boję się przyznać



  • BF2 GUID - Jayson

Napisano 08 października 2021 - 09:52

Kolejny rok mija, u mnie wszystko w porządku, ból nie powrócił, ćwiczę powoli, ale już do ciężarów nie wróciłem. takich jak dawniej :(

#978 90s

    Emeryt Clan Leader

  • Zarząd
  • PipPipPipPipPipPip
  • 2 366 postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Miejscowość:Burton On Trent

Napisano 09 października 2021 - 17:27

Mały ciężar i dobra technika da ci więcej, jak szarpanie rekordów i mniejsze ryzyko kontuzji. I dużo zdrowia Kolego.
Mój kumpel zero poprawy pomimo operacji. Na psychikę mu ten ból bardzo mocno wszedł, a obecny cyrk jeszcze dołożył kolejnych problemów.
Dołączona grafika





Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych